sobota, 28 marca 2015

Do źródeł

Mięciutko.
Zagłębiła palce u stóp w grubym dywanie. O tak, to był moment, o którym marzyła od wielu tygodni. Siedziała w wygodnym fotelu, za wielkim biurkiem i tonęła w miękkości dywanu. Jego zakup to był jeden z najlepszych pomysłów, jakie kiedykolwiek miała. Przynajmniej w tym momencie była o tym święcie przekonana. Pozwoliła sobie jeszcze na chwile pozostać w tym pluszowym stanie umysłu, po czym niechętnie zwróciła spojrzenie na Hugona. 


Stał ciągle przy drzwiach, dzierżąc w dłoniach niewielką paczkę. Nie pamiętała, kiedy wszedł, ale od momentu, kiedy kazała mu poczekać, stał jak kołek.
- Daj to. - Znużona skinęła na mężczyznę. Hugon ruszył z miejsca, jakby podpalano mu pięty. Przypadł do biurka, położył pakunek na blacie, ukłonił się nisko, aczkolwiek niedbale.
I tyle go widziała.
Zdziwiona była, jakiego hałasu narobił, gnając po schodach. Lepiej, żeby się nie zabił. Mum raczej nie uwierzy jej, kiedy powie, że to był wypadek. Ich tragarze miewali już wypadki. Hugon i tak trzymał się nieźle na tym stanowisku. Może dlatego, że się praktycznie nie odzywał.
Jou westchnęła i sięgnęła po paczkę. Zawahała się, rozważając, czy ucieczka Wątłego nie ma nic wspólnego z zawartością przesyłki, ale mlasnęła tylko z rozbawieniem. Nie była co prawda specjalistką w wykrywaniu niebezpiecznych substancji, ale zamontowały z Mum odpowiednie czujniki na wszystkich progach pomieszczeń, więc...
Rozerwała szary papier i wyciągnęła niewielkie puzderko. Miało wielkość kilku złożonych razem, większych zeszytów. Drewniane, z wypalonym na wieku symbolem złotej sowy trzymającej w pazurach kulę.
Uniwersytet Idei przesłał obiecane niezbędniki. Dostarczona paczka wydawała się zbyt mała jak na wyposażenie zwykle przekazywane badaczom na peryferiach, ale Jou miała własny sprzęt. W dziale Kolb zamówiła jedynie, to czego nie mogła zdobyć na własną rękę, lub zajęłoby jej to absurdalnie dużo czasu. Otworzyła szkatułkę i wyjęła z niej pierwszy wolumin. Uśmiechnęła się. Bheth doskonale wiedział, czego potrzebowała do pracy. Obawiała się, że dostanie te nowoczesne błyskające w słońcu dyski, do których używania niezbędne będzie to okropnie kanciaste pudło. Na szczęście nadzorca działu Kolb znał Jou jak nikt inny i przesłał jej bardziej dopasowane narzędzia pracy. Każdy z kolejno wyciąganych tomów wyglądał, jak klasyczna książka, poprzetykana najróżniejszej maści kolorowymi sznureczkami, ale jednak książka. Wyłożyła na stół dziewięć takich woluminów i patrzyła na nie w skupieniu.
Oto i nadeszła. Baza wiedzy, czy też baza danych, jak wolał nazywać ją Bheth. Jou odsunęła się od biurka i przyjrzała jego konstrukcji.
Olbrzymi mebel po obu stronach miał pojemne komory. Z lewej była to zamknięta szafka z mnóstwem szuflad w środku. Dziwiło ja nieco to rozwiązanie, ale jak mawiała ciotka „ostrożności nigdy za wiele”, więc uznała, że to dobry pomysł na zabezpieczenie rzeczy, które nie powinny wpaść w niepowołane dłonie. Po prawej zaś biurko posiadało kilka półek, zastanawiająco płytkich. Uznała, że to będzie najlepsze miejsce na dziewięć tomów wiedzy o wszystkim. Nie były jakoś szczególnie cenne, chociaż trzeba było przyznać, że ciężko dostępne. Raczej nie musiała obawiać się o ich bezpieczeństwo, a wygodniej było mieć je pod ręką.
Układała je właśnie na półce, kiedy usłyszała delikatne dzwonienie. Wyjrzała spod blatu i zobaczyła, że wnętrze uniwersyteckiej szkatułki pulsuje bladym niebieskawym światłem. Przysunęła ją bliżej i zajrzała. Na dnie pulsował delikatnie napis „Połączenie”.
Westchnęła.
No tak, jak mogła mieć nadzieję, że zostanie tutaj sama z kałamarzem, pergaminem i świętym spokojem?
Przesunęła palcem nad napisem, światło zgasło, za to rozległ się głos.
- Hej, hej i jak ci się podoba?
Jou uśmiechnęła się.
- Beth, mogłam się domyślić, że to ty.
- Jak się podoba, się pytam? - odpowiedział jej rozbawiony głos.
Powróciła do układania pozostałych woluminów na półce.
- Bardzo w moim stylu, Bheth, dziękuję.
- Ej, ale weź, włącz obraz.
Badaczka westchnęła. A jednak się nie powstrzymał.
- Pospieszyłam się nieco, z pochwałami widzę - mruknęła zła. - Gdzie to się włącza?
- Naciśnij ten mosiężny listek, którym zamykana jest szkatułka.
Wykonała polecenie. Nad szkatułką zawisła mała szarawa chmurka, jej zapach nie należał do przyjemnych, a twarz, która pojawiła się na niej do najpiękniejszych.
- Wyglądasz okropnie, Bheth.
- Wiem, ten element wymaga jeszcze dopracowania. Jak sklecę coś konkretnego to ci wyślę. Na razie musi wystarczyć to. Jak nie chcesz standardowego sprzętu, to nie wybrzydzaj na stylizowany.
Jou wzruszyła ramionami.
- Miałam nadzieję, że w ogóle nie będziesz próbował robić nic specjalnego.
- Aha, pewnie. Jakbyś mnie nie znała. No a teraz do rzeczy: masz wszystko, czego ci trzeba?
Blond loki kobiety podskoczyły, kiedy kiwała głową.
- Mam, mam. Co prawda nie zapoznałam się jeszcze z zawartością, więc nadal jestem w ciemnym końcu układu, ale to nie potrwa długo.
- To mogę ci udzielić rady: jeżeli chcesz być mądra, ale nieżyciowa to weź się najpierw za tom pierwszy i drugi. - Roześmiał się. - Ale jeżeli chcesz się wtopić w realia i szybciej zyskać adekwatne do miejscowego stanu umysłu dane - chwyć od razu za tom ósmy i dziewiąty.
Jou trzymała w dłoni ostatni z woluminów. Pogłaskała okładkę.
- To takie nieprofesjonalne zaczynać od końca...
- Zawsze możesz uzupełnić potem podstawą.
Roześmiała się.
- Tylko pamiętaj, Jou. Ja ci takich rad nie dawałem. Jakby rektor to usłyszał...
- Nie bój się. Rektor i moja ciotka to dwie osoby, które absolutnie nie powinny mieć pojęcia o mojej pracy. - Mrugnęła do rozedrganej chmurki, na której wykrzywiał się wizerunek Bheth.
- No. I to mi się podoba. - Zasalutował. - A teraz już dam ci spokój, czeka na mnie jeszcze inwentaryzacja rzeczywistości.
Bez dalszych przeciągnięć rozłączył się, a mała chmurka pyknęła z westchnieniem jak bąbelek na wodzie, pozostawiając po sobie jeszcze gorszy zapach niż w momencie pojawienia się.
- Muszę to popsuć - westchnęła Jou.
Popatrzyła na okładkę dziewiątego tomu ponownie.
- Nie dzisiaj. - Odłożyła wolumin. - Za was zabiorę się od nowego siedmiodnia. Dzisiaj jeszcze czas relaksu.
Wstała i podeszła do okna.
Pogoda była paskudna. Nie lało co prawda, ale aura kładła się cieniem na myślach, zasnuwając je zniechęceniem i zmęczeniem. Zastanawiała się jak tutaj będzie latem, kiedy gorące słońce spłynie na zieleń okalającą dom. Tutaj z gabinetu miała wejrzenie na gęstwinę leśną otaczającą ich małe gniazdko. Czuła się jakby świat przytulał ją do piersi, prawie dusząc. Widok z tarasu, do którego przylegała sypialnia i laboratorium odbierał to poczucie bezpieczeństwa. Stojąc na nim, brało się w ramiona rozlaną gdzieś daleko u stóp krainę. Chwytało wiatr we włosy, które szarpane przesłaniały widok, odbierały ostrość.
Miejsce, w którym się znajdujemy, wpływa na to, co widzimy. Stan, w jakim jest nasz umysł, wpływa na to, jak rozumiemy to, co widzimy.
Inaczej wygląda świat z okna sypialni, inaczej z tarasu widokowego.
Inaczej po lekturze tomu pierwszego rzeczywistości, a inaczej po paru akapitach dziewiątego.

Gdzieś na dole rozległ się wrzask Mum.
- Ty jesteś jakiś nienormalny! Jak mogłeś?! Na klatce schodowej?!
Kilka kolejnych głośniejszych, ale niezrozumiałych głosów dotarło do Jou w bełkotliwej chmurze.

- To trza było jej powiedzieć, że chce ci się szczać!