Mięciutko.
Zagłębiła
palce u stóp w grubym dywanie. O tak, to był moment, o którym
marzyła od wielu tygodni. Siedziała w wygodnym fotelu, za wielkim
biurkiem i tonęła w miękkości dywanu. Jego zakup to był jeden z
najlepszych pomysłów, jakie kiedykolwiek miała. Przynajmniej w tym
momencie była o tym święcie przekonana. Pozwoliła sobie jeszcze
na chwile pozostać w tym pluszowym stanie umysłu, po czym
niechętnie zwróciła spojrzenie na Hugona.
Stał ciągle przy
drzwiach, dzierżąc w dłoniach niewielką paczkę. Nie pamiętała,
kiedy wszedł, ale od momentu, kiedy kazała mu poczekać, stał jak
kołek.
- Daj
to. - Znużona skinęła na mężczyznę. Hugon ruszył z miejsca,
jakby podpalano mu pięty. Przypadł do biurka, położył pakunek na
blacie, ukłonił się nisko, aczkolwiek niedbale.
I tyle
go widziała.
Zdziwiona
była, jakiego hałasu narobił, gnając po schodach. Lepiej, żeby
się nie zabił. Mum raczej nie uwierzy jej, kiedy powie, że to był
wypadek. Ich tragarze miewali już wypadki. Hugon i tak trzymał się
nieźle na tym stanowisku. Może dlatego, że się praktycznie nie
odzywał.
Jou
westchnęła i sięgnęła po paczkę. Zawahała się, rozważając,
czy ucieczka Wątłego nie ma nic wspólnego z zawartością
przesyłki, ale mlasnęła tylko z rozbawieniem. Nie była co prawda
specjalistką w wykrywaniu niebezpiecznych substancji, ale
zamontowały z Mum odpowiednie czujniki na wszystkich progach
pomieszczeń, więc...
Rozerwała
szary papier i wyciągnęła niewielkie puzderko. Miało wielkość
kilku złożonych razem, większych zeszytów. Drewniane, z wypalonym
na wieku symbolem złotej sowy trzymającej w pazurach kulę.
Uniwersytet
Idei przesłał obiecane niezbędniki. Dostarczona paczka wydawała
się zbyt mała jak na wyposażenie zwykle przekazywane badaczom na
peryferiach, ale Jou miała własny sprzęt. W dziale Kolb zamówiła
jedynie, to czego nie mogła zdobyć na własną rękę, lub zajęłoby
jej to absurdalnie dużo czasu. Otworzyła szkatułkę i wyjęła z
niej pierwszy wolumin. Uśmiechnęła się. Bheth doskonale wiedział,
czego potrzebowała do pracy. Obawiała się, że dostanie te
nowoczesne błyskające w słońcu dyski, do których używania
niezbędne będzie to okropnie kanciaste pudło. Na szczęście
nadzorca działu Kolb znał Jou jak nikt inny i przesłał jej
bardziej dopasowane narzędzia pracy. Każdy z kolejno wyciąganych
tomów wyglądał, jak klasyczna książka, poprzetykana
najróżniejszej maści kolorowymi sznureczkami, ale jednak książka.
Wyłożyła na stół dziewięć takich woluminów i patrzyła na nie
w skupieniu.
Oto i
nadeszła. Baza wiedzy, czy też baza danych, jak wolał nazywać ją
Bheth. Jou odsunęła się od biurka i przyjrzała jego konstrukcji.
Olbrzymi
mebel po obu stronach miał pojemne komory. Z lewej była to
zamknięta szafka z mnóstwem szuflad w środku. Dziwiło ja nieco to
rozwiązanie, ale jak mawiała ciotka „ostrożności nigdy za
wiele”, więc uznała, że to dobry pomysł na zabezpieczenie
rzeczy, które nie powinny wpaść w niepowołane dłonie. Po prawej
zaś biurko posiadało kilka półek, zastanawiająco płytkich.
Uznała, że to będzie najlepsze miejsce na dziewięć tomów wiedzy
o wszystkim. Nie były jakoś szczególnie cenne, chociaż trzeba
było przyznać, że ciężko dostępne. Raczej nie musiała obawiać
się o ich bezpieczeństwo, a wygodniej było mieć je pod ręką.
Układała
je właśnie na półce, kiedy usłyszała delikatne dzwonienie.
Wyjrzała spod blatu i zobaczyła, że wnętrze uniwersyteckiej
szkatułki pulsuje bladym niebieskawym światłem. Przysunęła ją
bliżej i zajrzała. Na dnie pulsował delikatnie napis „Połączenie”.
Westchnęła.
No
tak, jak mogła mieć nadzieję, że zostanie tutaj sama z
kałamarzem, pergaminem i świętym spokojem?
Przesunęła
palcem nad napisem, światło zgasło, za to rozległ się głos.
-
Hej, hej i jak ci się podoba?
Jou
uśmiechnęła się.
-
Beth, mogłam się domyślić, że to ty.
- Jak
się podoba, się pytam? - odpowiedział jej rozbawiony głos.
Powróciła
do układania pozostałych woluminów na półce.
-
Bardzo w moim stylu, Bheth, dziękuję.
- Ej,
ale weź, włącz obraz.
Badaczka
westchnęła. A jednak się nie powstrzymał.
-
Pospieszyłam się nieco, z pochwałami widzę - mruknęła zła. -
Gdzie to się włącza?
-
Naciśnij ten mosiężny listek, którym zamykana jest szkatułka.
Wykonała
polecenie. Nad szkatułką zawisła mała szarawa chmurka, jej zapach
nie należał do przyjemnych, a twarz, która pojawiła się na niej
do najpiękniejszych.
-
Wyglądasz okropnie, Bheth.
-
Wiem, ten element wymaga jeszcze dopracowania. Jak sklecę coś
konkretnego to ci wyślę. Na razie musi wystarczyć to. Jak nie
chcesz standardowego sprzętu, to nie wybrzydzaj na stylizowany.
Jou
wzruszyła ramionami.
-
Miałam nadzieję, że w ogóle nie będziesz próbował robić nic
specjalnego.
-
Aha, pewnie. Jakbyś mnie nie znała. No a teraz do rzeczy: masz
wszystko, czego ci trzeba?
Blond
loki kobiety podskoczyły, kiedy kiwała głową.
-
Mam, mam. Co prawda nie zapoznałam się jeszcze z zawartością,
więc nadal jestem w ciemnym końcu układu, ale to nie potrwa długo.
- To
mogę ci udzielić rady: jeżeli chcesz być mądra, ale nieżyciowa
to weź się najpierw za tom pierwszy i drugi. - Roześmiał się. -
Ale jeżeli chcesz się wtopić w realia i szybciej zyskać adekwatne
do miejscowego stanu umysłu dane - chwyć od razu za tom ósmy i
dziewiąty.
Jou
trzymała w dłoni ostatni z woluminów. Pogłaskała okładkę.
- To
takie nieprofesjonalne zaczynać od końca...
-
Zawsze możesz uzupełnić potem podstawą.
Roześmiała
się.
-
Tylko pamiętaj, Jou. Ja ci takich rad nie dawałem. Jakby rektor to
usłyszał...
- Nie
bój się. Rektor i moja ciotka to dwie osoby, które absolutnie nie
powinny mieć pojęcia o mojej pracy. - Mrugnęła do rozedrganej
chmurki, na której wykrzywiał się wizerunek Bheth.
- No.
I to mi się podoba. - Zasalutował. - A teraz już dam ci spokój,
czeka na mnie jeszcze inwentaryzacja rzeczywistości.
Bez
dalszych przeciągnięć rozłączył się, a mała chmurka pyknęła
z westchnieniem jak bąbelek na wodzie, pozostawiając po sobie
jeszcze gorszy zapach niż w momencie pojawienia się.
-
Muszę to popsuć - westchnęła Jou.
Popatrzyła
na okładkę dziewiątego tomu ponownie.
- Nie
dzisiaj. - Odłożyła wolumin. - Za was zabiorę się od nowego
siedmiodnia. Dzisiaj jeszcze czas relaksu.
Wstała
i podeszła do okna.
Pogoda
była paskudna. Nie lało co prawda, ale aura kładła się cieniem
na myślach, zasnuwając je zniechęceniem i zmęczeniem.
Zastanawiała się jak tutaj będzie latem, kiedy gorące słońce
spłynie na zieleń okalającą dom. Tutaj z gabinetu miała
wejrzenie na gęstwinę leśną otaczającą ich małe gniazdko.
Czuła się jakby świat przytulał ją do piersi, prawie dusząc.
Widok z tarasu, do którego przylegała sypialnia i laboratorium
odbierał to poczucie bezpieczeństwa. Stojąc na nim, brało się w
ramiona rozlaną gdzieś daleko u stóp krainę. Chwytało wiatr we
włosy, które szarpane przesłaniały widok, odbierały ostrość.
Miejsce,
w którym się znajdujemy, wpływa na to, co widzimy. Stan, w jakim
jest nasz umysł, wpływa na to, jak rozumiemy to, co widzimy.
Inaczej
wygląda świat z okna sypialni, inaczej z tarasu widokowego.
Inaczej
po lekturze tomu pierwszego rzeczywistości, a inaczej po paru
akapitach dziewiątego.
Gdzieś
na dole rozległ się wrzask Mum.
- Ty
jesteś jakiś nienormalny! Jak mogłeś?! Na klatce
schodowej?!
Kilka
kolejnych głośniejszych, ale niezrozumiałych głosów dotarło do
Jou w bełkotliwej chmurze.
- To
trza było jej powiedzieć, że chce ci się szczać!