wtorek, 24 marca 2015

Wprowadzka

Kichaniem, które roznosiło się po pomieszczeniu, można by wywołać małe tsunami. Gdyby tylko Jou miała pojęcie, że w ogóle istnieje coś takiego jak tsunami to może i by się uśmiechnęła po takim porównaniu, ale się nie uśmiechnęła, bo o tsunami nie słyszała.


Przesunęła nogą jedną ze stojących jej na drodze drewnianych skrzyń, tych drobniejszych, zawierających jakieś drobiazgi. Zapewne należały do Mum. Patrzyła chwilę, jak małe pląsające tumany kurzu malują swoje wzory w promieniach słońca. Światło dnia wstrzeliwało się przez zabite deskami wąskie okna.
Jou westchnęła tylko, rozkładając w głowie na czynniki pierwsze wszystkie te straszne rzeczy, które przyjdzie wykonać Mum, by dało się tutaj zamieszkać.
Ostrożnie przeszła ponad kolejnym pudlem. To miał być jej gabinet. Miejsce, o którego stworzenie zabiegała tyle lat. Tutaj. W tym starym domiszczu na szczycie niewysokiej skałki. Genialne, klimatyczne jak steampunkowy cylinder na multirasowym psie.
Otrzepała dłonią rękaw kaftana, z tym razem jak najbardziej widzialnych pyłków i czekała aż szamotanie połączone z przekleństwami wespnie się razem z Mum na piętro. Mała ciągnęła jakąś sakwę.
- Mum, szkoda, że nie przyjechałaś tutaj wcześniej. – Jou westchnęła – Należało przygotować to miejsce.
- Gdzie będziemy spały? - rezygnacja w głosie wysokiej, postawnej kobiety była komiczna. Wyglądała jak jedna z tych napasionych pretensjonalnością dam, doprawionych wiadrem szczypt nieświadomości. Teatralnie głupia zołza.
- Tam gdzie se pizdniesz leżankę, Jou.
Kobieta nie zareagowała. Prawie. Ręce jej tylko opadły nieco ostentacyjnie, jęknęła z domieszką urażonej dumy.
- Dlaczego nie możesz chociaż raz utrzymać się w nastroju i przyjąć roli?
Mum wzruszyła małymi ramionkami. Była młodziutkim rudzielcem zupełnie pozbawionym piegów. Jasnoniebieskie oczy błyszczały, w płasko bladej twarzyczce nadając jej — jakżeby inaczej — lalkowaty wygląd.
- Widziały gały, co brały.
Na schodach za jej plecami rozległo się ciche stukanie obcasów. Do pomieszczenia wszedł mężczyzna w średnim wieku. W gruncie rzeczy ciężko było powiedzieć o nim coś jednoznacznego. Twarz ewidentnie należała do dojrzałego mężczyzny, ale postura i strój do połamanego modą chłopczyka. Lekko ugięty pod ciężarem tobołów, powiódł znużonym spojrzeniem po gabinecie. Jou zastanawiała się, czy tragarz nie pęknie zaraz pod ciężarem sytuacji. Wyglądał jak nadwyrężona zapałka.
- Ogoliłbyś się — mruknęła – twoja twarz wygląda, jakby ktoś nawtykał wykałaczek w...
Mum przewróciła oczyma.
- Weź, już przestań. Ten tekst był śmieszny miesiąc temu.
Dziewczynka rzuciła sakwę na podłogę.
- I na pewno nie sprawia, że trzymasz się w roli.
Jou, nieszczęśliwa, zgarbiła się.

Wprowadzki są najgorsze. Ta jednak miała być początkiem czegoś ciekawego.

Nowe miejsce, tyle nieznanych rzeczy, tyle półek do zapełnienia, pytań do zadania. Przy takim ogromie pracy nawet dama musi zakasać rękawy.