Rzucona
na podłogę szmatka była czarna.
Ciągle
znajdywała jakąś półeczkę, do której nie dotarła poprzedniego
dnia, a która postanowiła zostać ostatnim bastionem kurzowego
królestwa. Jou miała wrażenie, że potrwa to kolejną dekadę.
Naprawdę żałowała, że nie wynajęła kogoś do uporządkowania
zabytkowego domu.
Mum
krzątała się na dole. W teorii miała zająć się pomieszczeniami
kuchennymi, ale jak podejrzewała Jou, buszowała w piwnicach. Od
dawna napomykała o wymarzonym warsztacie, gdzieś w odmętach
piwnicznych ciemnic. Możliwe, że właśnie z powodu ich konstrukcji
mała tak upierała się przy tym budynku. Jou jednak nie narzekała
na te fanaberie. To miejsce było idealne.
Usiadła
na chwiejnym krzesełku stojącym pod oknem, przesunęła spojrzeniem
po pięciobocznym, sporym gabinecie. Był naprawdę piękny, a
przynajmniej będzie, kiedy już uda jej się doprowadzić go do
takiego stanu, jakim widzi go w wyobraźni. Stare biblioteczne regały
idealnie nadawały się do planowanego przez nią katalogowania,
wymagały zaledwie drobnych przeróbek, których w większości
dokonano. Za kilka dni dowiozą kilka mebli, które ze starannością
godną planowania wojny wyszukała na pchlich targach. Była
zafascynowana nowoczesnymi formami, ale jeżeli miała pracować w
sprzyjającej atmosferze, wolała otoczyć się starym, znajomym
stylem i zapachem. Wśród znalezionych na miejscu starych rupieci
znajdowało się fantastyczne biurko, którego przepastne szuflady
sprawiały wrażenie niekończących się, bezdennych szkatuł. Było
z nim coś poważnie nie tak i Jou już zaplanowała kilka popołudni
na zbadanie jego tajemniczej konstrukcji. Teraz jednak służyło
jako najzwyklejszy mebel, na który odstawiła wodę i mydło.
Zrezygnowana
patrzyła chwilę na wiaderko z mydlinami, w końcu wstała. Jeżeli
mają nadejść te spokojne ciche popołudnia przesączone oparem
ziół i lekturą, należało to wszystko ogarnąć.
Szorowała
właśnie framugę drzwi prowadzących z gabinetu do przylegającego
pokoju, który miał jej służyć za sypialnie, kiedy na schodach
usłyszała skoczny krok Mum.
Rudzielec
wpadł do pokoju z niewielkim obrazkiem pod pachą.
-
Przyniosłam ci coś ładnego na ścianę. - Odstawiła obrazek pod
ścianę i pokazała go z dumą.
Jou
patrzyła chwilę, nie rozumiejąc.
-
Po co mi rycina drwala?
Mum
westchnęła.
-
Jak ty nic nie wiesz... Naprawdę czeka cię cała masa tych twoich
badań i katalogowania. To nie rycina, to się nazywa zdjęcie.
-
Zdjęcie?
Dziewczynka
pochwyciła ramkę i podeszła do Jou przystawiając jej fotografię
pod nos.
-
Tak, ludzie wymyślili coś, co zatrzymuje chwile w nieruchomych
obrazach. Ba, nawet udało im się okiełznać ruchome, ale nie o tym
teraz...
Jou
uniosła rękę.
-
Poczekaj, poczekaj. Zatrzymują chwile?
-
Tak, to tak jakby zapisywanie wspomnień w obrazach.
Zaintrygowana
blondynka odłożyła szmatkę i wytarła dłonie o wąską, ołówkową
spódnicę*. Podniosła ramkę do oczu.
-
I co to za wspomnienie?
Mum
zastanawiała się chwilę.
-
To akurat chyba nie jest wspomnienie, a raczej wizja. Ten człowiek
na zdjęciu został specjalnie wyrychtowany i pouczony jak upozować
się do tego zdjęcia.
Szczupły
palec Jou przesuwał się po twarzy przedstawionego na fotografii
mężczyzny.
-
Wyrychtowany?
Mała
rozsiadła się na biurku tuż obok mydlin.
-
Czasem robi się zdjęcia, by zapisać na później wspomnienia,
przechowuje się potem takie wspomnienia w albumach, ogląda na
starość i płacze nad minionymi laty. A czasem pozuje się, by
przedstawić konkretny przekaz lub formę estetyczną.
-
Czyli to smutna tradycja? Skoro się płacze?
-
To zależy od wspomnień. – Mum wzruszyła ramionami. - Tutaj
jednak to nie wspomnienie, ale owoc wyobrażenia, jakie autor zdjęcia
i ten mężczyzna chciał przekazać tym, którzy będą je oglądali.
Jou
pokiwała głową, słuchając.
Mum
skrzywiła się lekko.
-
W tym przypadku to zwyczajna fotka reklamowa, która ma zachęcić
oglądającego do naśladowania stylu... posiadania takich samych
rzeczy i tak dalej.
Jou
uniosła brwi.
-
A dlaczego ktoś miałby marzyć o tym, by być drwalem?
Mum
roześmiała się.
-
To nie jest drwal! Taka teraz jest moda!
-
Ah moda... - Jou niewiele wiedziała o mechanizmach tego świata, ale
czym jest moda, wiedziała. Miała boleśnie dobrą szkołę w tej
kwestii. Pamiętała te czasy, kiedy ciotka sznurowała ją zaciekle
tak, by zalążki piersi nie objawiały się zbytnio. Ja mawiała
wtedy ciotka, „Taka teraz moda jest, w światku naukowym, na
Uniwersytecie Idei, nie ma miejsca dla cycków”.
Jou
skrzywiła się. Moda jej się źle kojarzyła. Zresztą całe to
sznurowanie nieciekawie się skończyło i dla niej, i dla ciotki.
-
To teraz modne jest być drwalem?
Mum
wyjęła jej z dłoni zdjęcie i zaczęła krążyć z nim po
pomieszczeniu,szukając jakiegoś miejsca, w którym najlepiej by
wyglądało. Przystawiała ramkę do kolejnych ścian, tłumacząc
monotonnym tonem.
-
Nie tyle drwalem, ile modne jest wyglądać podobnie do niego.
Widzisz tę brodę prawda? Prawdziwy drwal nie miałby jej tak
wyczesanej, wypielęgnowanej, uformowanej i wystylizowanej. Również
ta wyszukana koszula w kratę raczej nie należy do tych, na które
byłoby stać przeciętnego dzieciaka.
Jou
zgubiła się pomiędzy „wystylizowanej” a „przeciętnego
dzieciaka”.
Mum
kontynuowała wytrwale.
-
Nie zmienia to faktu, że samo zdjęcie przedstawia po prostu
wściekle przystojnego chłopa, a taki ładnie by wyglądał na
przykład nad twoim biurkiem. O.
Jou
zaskoczona spojrzała na rudzielca.
-
Po co miałabym wieszać zdjęcie – smakowała to słowo –
mężczyzny nad biurkiem?
Mum
zatrzymała się skonsternowana.
-
Bo jest wsparciem estetycznym?
-
Wsparciem estetycznym?
Mała
w końcu postawiła zdjęcie na jednej z półek.
-
Nie miałaś nigdy nad łóżkiem zdjęcia jakiegoś uwielbianego
przystojniaka? Jakiś obraz?
Jou
zastanawiała się przez chwilę, ale w końcu pokręciła głową.
-
Chyba nie.
-
Żadnego? Nic? W ogóle?
Badaczka
wzruszyła ramionami. Jasne loki podskoczyły przy tym zabawnie.
-
Był pewien gnom na Uniwersytecie, pięknie malował i nawet wręczył
mi jeden ze swoich obrazków, ale nie wiedziałam co z nim zrobić i
zamknęłam go w kuli. - Wskazała brodą na jedną ze skrzyń
stojących pod zachodnią ścianą.
-
Tam gdzieś jest, jak wypakuję, to ci pokażę.
Mum
przewróciła oczyma.
-
Obrazki się wiesza na ścianach, żeby ładnie wyglądały, eh...
Jou
sięgnęła po szmatkę i rzuciła ostatnie spojrzenie na zdjęcie.
-
Ja zbieram ładne rzeczy w kulach. Nie płowieją, są nasycone, nie
blakną i nie mówią mi, co jest modne.
Dziewczynka
rozejrzała się po pomieszczeniu, zlustrowała regały, których
konstrukcje przerobiono tak, by składały się z niewielkich,
równych półeczek.
-
Tu je będziesz zbierać?
-
Yhm...
-
I wszystkie się zmieszczą?
-
Nie martw się mam swoje sposoby.
-
Nie wątpię, chciałabym je kiedyś poznać – Mum, mruknęła pod
nosem. - Ale na ten moment proszę cię, powieś to zdjęcie, chociaż
na dzień lub dwa.
Jou
powoli kiwnęła głową.
-
Skoro nigdy nie miałaś zdjęcia ładnego faceta nad łóżkiem, to
powieś je, chociaż na chwilę nad biurkiem. Takie nowe, ciekawe
doznanie możesz skatalogować.
To
powiedziawszy, wyszła z gabinetu. Jou usłyszała jeszcze jak woła
coś do Wątłego Hugona, który miał razem z nią oporządzić
kuchnię.
Patrzyła
na zleżałe zdjęcie w czarnej ramce, które Mum zostawiła na
półce. Wyglądało jak fragment czegoś większego. Parę liter z
lewej strony wskazywało na to, że wizerunek mężczyzny wycięto z
większej całości opatrzonej tekstem.
-
Zajmę się i tobą – mruknęła.
Układała
terminarz. Biurko, drwal. Najpierw jednak kurzobranie.
*sprzątanie,
niesprzątanie porządek musi być. I klasa.