Bycie
skołowanym jest niczym innym, jak zwyczajnym zdezorientowaniem,
bycie wycieńczonym to z kolei ten stan, w którym masz ochotę
klęknąć i w ten sposób przemierzać świat. Ale bycie skołowanym
i wycieńczonym to zwyczajny kac.
Macała
na oślep ściany, szukając drzwi. Gdyby otworzyła oczy, mogłoby
się wydarzyć wiele rzeczy, ale najprawdopodobniej zainicjowałaby
jedynie wojnę żołądka z gardzielą. Więc nie otwierała
oczu.
Gdybyś patrzył teraz na nią, zobaczyłbyś wycieńczoną
i skołowaną kobietę. Z potarganymi włosami, zaciśniętymi
powiekami (aczkolwiek nie za bardzo, bo boli) przesuwającą palcami
po ścianie jak ślepy kret nosem po akwarium.
- Na
uniwersum...
To ciche mamrotanie ledwie opuściło jej wargi, a
wystarczyło, żeby straciła równowagę. Dopadła w końcu do drzwi
i zamknęła się w przeraźliwie białej toalecie. Mrużąc oczy,
sięgnęła do sznurków rolet i zasłoniła wysokie, wąskie okno.
Jęknęła z ulgą.
- Mum... cóżeś mi uczyniła?
Gdzieś na
dole rozlegało się uporczywe, demoniczne stukanie. Jakieś
narzędzie terkotało nachalnie, wzbudzając w Jou bolesne
wibracje.
- Miałam tyle zrobić, a leżę kolejny dzień i
choruję.
Westchnęła i odkręciła kurki. Regulowała je chwilę
i patrzyła, jak wanna zapełnia się powoli wodą.
Pod drzwiami
rozległo się chrobotanie.
- Żyjesz, pani Padaczko?
Jou
mruknęła tylko cicho. Mum od kilku dni używała sobie na niej, ile
dusza zapragnie. Jou nawet nie podejrzewała, że zaledwie kilka
szklaneczek świątecznego trunku będzie powodem nieprzerwanego
festiwalu śmiechu. I wtedy, i obecnie. Chociaż trzeba przyznać, że
teraz śmiała się wyłącznie Mum.
Cichy, oddalający się
chichot za drzwiami zasygnalizował, że mała pobiegła znów do
siebie. Trzaskanie młotka powróciło.
Parę godzin później,
Jou siedziała zmarnowana w głębokim fotelu. Na stoliku obok stała
szklanka zimnego napoju i zimna już przekąska. Próbowała czytać,
ale nie szło jej to zbyt dobrze, zatem już jakiś czas wcześniej
przerzuciła się na te fantastyczne opowieści obrazkowe. Zgłębiała
właśnie kolejną przygodę bohatera w wielkim metalowym
kombinezonie, zastanawiając się, dlaczego wspomniany bohater z
kombinezonem rozmawia i dlaczego właściwie jest taki arogancki. W
sumie uroczy. Ale i arogancki.
Mum wpełzła do gabinetu. Na jej
twarzy również odbijało się zmęczenie, choć jej zmęczenie było
dalece bardziej zasłużone. Opadła w stojący obok fotel.
- I
jak twój projekt? – Badaczka zapytała z grzeczności, nie do
końca pewna, czy zniesie jakiekolwiek dźwięki. Mum jednak była
niewiele bardziej rześka.
- Nie powiem, że jestem zadowolona.
Napotkałam kilka problemów, kilka z nich już rozwiązałam. Kilka
innych czeka na lepszy stan mojej mózgownicy. A ty?
Jou skrzywiła
się.
- Byłoby dobrze już wczoraj, ale ktoś mi zaproponował,
żebym spróbowała sobie pomóc lokalnym sposobem. – Wbiła
oskarżycielskie spojrzenie w dziewuszkę.
Ta niewinnie uniosła
brwi.
- Taaak? A jakim?
- Klinem? – Jou burknęła.
Mum
zaśmiała się cicho.
- Ja myślę, że pani Padaczka byłaby
zachwycona.
Przez pamięć Jou przefrunęła niespokojna myśl i
kilka obrazów, które napełniły ją na równi wstydem, jak i
rozbawieniem.
- Naprawdę tańczyłam na leżąco?
- A myślisz,
że skąd nowa ksywka? Wątły stwierdził, że gdyby nie to, że ma
dwie łopatki, to by zatańczył z tobą, ale nie chciał ci
przygnieść łokcia.
Mum znów się roześmiała.
Jou
naburmuszyła się, w końcu jednak przyłączyła się do Mum.
-
Ale wiesz... nigdy więcej nie dam się namówić.
- Dlaczego?
Przecież było tak śmiesznie!
- Śmiesznie może i było, tylko
szkoda, że nie za wiele pamiętam.
- Ja pamiętam wszystko!
-
A ja cierpię!
Jou pociągnęła drobny łyczek chłodnego
napitku. Nadal bała się jeść, zatem przekąska stygła.
- A
Wątły to niech zajmie się lepiej swoimi obowiązkami.
- Dobra,
dobra. Święta były, musieliśmy zakosztować ich na styl
miejscowych.
- Oni zawsze tyle piją na swoje religijne obrządki?
A może to JEST obrządek religijny?
Mum, podciągnęła nogi pod
siebie.
- Z tego, co odkryłam to, jednak nie wszyscy piją. Wątły
twierdził, że wszyscy, ale od początku mi się wydawało, że
jednak nie.
Potarła nos.
- Pomijając już ich religijny
rozkład jazdy, posty i inne takie, to jednak alkohol nie występuje
jako danie główne prawie nigdzie, poza Ostatnią Wieczerzą,
więc... W ich świętej księdze chleją, co prawda, co niemiara,
ale w obrządkach wino piją tylko ci fartuszkowi w kościołach. Tak
,więc mogę spokojnie przyjąć, że Wątły przekłamał fakty w
nadziei na imprezę.
- I mu się udało...
- Bo i ty chciałaś
spróbować płynnych dóbr tej nacji. No i spróbowałaś.
-
Spróbowałam i o ile wino było dobre, chociaż mocniejsze od tych
naszych, to bimber to jakaś tragedia! Nie chce mi się wierzyć, że
oni naprawdę to piją i świadomie doprowadzają się do stanu....
-
Upojenia?
Jou zamilkła.
- A nie pamiętasz, jaka byłaś wtedy
wolna?
Blondynka zastanawiała się chwilę.
Faktycznie. Teraz
każdym nerwem swojego ciała żałowała, że dotknęła w ogóle
tego bimbru. Ale wtedy... Odpuściły jej mięsnie. Nie odczuwała
czegoś takiego do tej pory. Rozluźniona, miała wrażenie, że
bodźce wpadają w nią, nasycając zmysły do granic możliwości.
Otwierały się przed jej wewnętrznymi oczyma niezmierzone sieci
możliwości. Skojarzenia tak wolne i tak delikatnie, jakich nigdy
nie miała, będąc w stanie zwyczajnego skupienia. Uciekały jednak
tak szybko... Czy były jednak prawdziwe? Czy wiedza zdobyta tą
drogą była rzetelna? Czy element stymulacji nie predestynował
wyników?
Czuła jak jej umysł wraca na swoje staromodne, proste
i nieroztańczone ścieżki.
- Pani Padaczka woli jednak usiąść,
Mum. Wiesz?
Odpowiedziała jej cisza.
Gdybyś miał wgląd
w ten gabinet zalany zachodzącym słońcem zobaczyłbyś wysoką
blondynkę o zmęczonym, ale już wyłagodzonym obliczu, patrząca na
drobną dziewczynkę, która zasnęła z podwiniętymi nogami na
wielkim, welurowym fotelu.