poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Obrzędy religijne

Bycie skołowanym jest niczym innym, jak zwyczajnym zdezorientowaniem, bycie wycieńczonym to z kolei ten stan, w którym masz ochotę klęknąć i w ten sposób przemierzać świat. Ale bycie skołowanym i wycieńczonym to zwyczajny kac.

Macała na oślep ściany, szukając drzwi. Gdyby otworzyła oczy, mogłoby się wydarzyć wiele rzeczy, ale najprawdopodobniej zainicjowałaby jedynie wojnę żołądka z gardzielą. Więc nie otwierała oczu.
Gdybyś patrzył teraz na nią, zobaczyłbyś wycieńczoną i skołowaną kobietę. Z potarganymi włosami, zaciśniętymi powiekami (aczkolwiek nie za bardzo, bo boli) przesuwającą palcami po ścianie jak ślepy kret nosem po akwarium.
- Na uniwersum...
To ciche mamrotanie ledwie opuściło jej wargi, a wystarczyło, żeby straciła równowagę. Dopadła w końcu do drzwi i zamknęła się w przeraźliwie białej toalecie. Mrużąc oczy, sięgnęła do sznurków rolet i zasłoniła wysokie, wąskie okno. Jęknęła z ulgą.
- Mum... cóżeś mi uczyniła?
Gdzieś na dole rozlegało się uporczywe, demoniczne stukanie. Jakieś narzędzie terkotało nachalnie, wzbudzając w Jou bolesne wibracje.
- Miałam tyle zrobić, a leżę kolejny dzień i choruję.
Westchnęła i odkręciła kurki. Regulowała je chwilę i patrzyła, jak wanna zapełnia się powoli wodą.
Pod drzwiami rozległo się chrobotanie.
- Żyjesz, pani Padaczko?
Jou mruknęła tylko cicho. Mum od kilku dni używała sobie na niej, ile dusza zapragnie. Jou nawet nie podejrzewała, że zaledwie kilka szklaneczek świątecznego trunku będzie powodem nieprzerwanego festiwalu śmiechu. I wtedy, i obecnie. Chociaż trzeba przyznać, że teraz śmiała się wyłącznie Mum.
Cichy, oddalający się chichot za drzwiami zasygnalizował, że mała pobiegła znów do siebie. Trzaskanie młotka powróciło.

Parę godzin później, Jou siedziała zmarnowana w głębokim fotelu. Na stoliku obok stała szklanka zimnego napoju i zimna już przekąska. Próbowała czytać, ale nie szło jej to zbyt dobrze, zatem już jakiś czas wcześniej przerzuciła się na te fantastyczne opowieści obrazkowe. Zgłębiała właśnie kolejną przygodę bohatera w wielkim metalowym kombinezonie, zastanawiając się, dlaczego wspomniany bohater z kombinezonem rozmawia i dlaczego właściwie jest taki arogancki. W sumie uroczy. Ale i arogancki.
Mum wpełzła do gabinetu. Na jej twarzy również odbijało się zmęczenie, choć jej zmęczenie było dalece bardziej zasłużone. Opadła w stojący obok fotel.
- I jak twój projekt? – Badaczka zapytała z grzeczności, nie do końca pewna, czy zniesie jakiekolwiek dźwięki. Mum jednak była niewiele bardziej rześka.
- Nie powiem, że jestem zadowolona. Napotkałam kilka problemów, kilka z nich już rozwiązałam. Kilka innych czeka na lepszy stan mojej mózgownicy. A ty?
Jou skrzywiła się.
- Byłoby dobrze już wczoraj, ale ktoś mi zaproponował, żebym spróbowała sobie pomóc lokalnym sposobem. – Wbiła oskarżycielskie spojrzenie w dziewuszkę.
Ta niewinnie uniosła brwi.
- Taaak? A jakim?
- Klinem? – Jou burknęła.
Mum zaśmiała się cicho.
- Ja myślę, że pani Padaczka byłaby zachwycona.
Przez pamięć Jou przefrunęła niespokojna myśl i kilka obrazów, które napełniły ją na równi wstydem, jak i rozbawieniem.
- Naprawdę tańczyłam na leżąco?
- A myślisz, że skąd nowa ksywka? Wątły stwierdził, że gdyby nie to, że ma dwie łopatki, to by zatańczył z tobą, ale nie chciał ci przygnieść łokcia.
Mum znów się roześmiała.
Jou naburmuszyła się, w końcu jednak przyłączyła się do Mum.
- Ale wiesz... nigdy więcej nie dam się namówić.
- Dlaczego? Przecież było tak śmiesznie!
- Śmiesznie może i było, tylko szkoda, że nie za wiele pamiętam.
- Ja pamiętam wszystko!
- A ja cierpię!
Jou pociągnęła drobny łyczek chłodnego napitku. Nadal bała się jeść, zatem przekąska stygła.
- A Wątły to niech zajmie się lepiej swoimi obowiązkami.
- Dobra, dobra. Święta były, musieliśmy zakosztować ich na styl miejscowych.
- Oni zawsze tyle piją na swoje religijne obrządki? A może to JEST obrządek religijny?
Mum, podciągnęła nogi pod siebie.
- Z tego, co odkryłam to, jednak nie wszyscy piją. Wątły twierdził, że wszyscy, ale od początku mi się wydawało, że jednak nie.
Potarła nos.
- Pomijając już ich religijny rozkład jazdy, posty i inne takie, to jednak alkohol nie występuje jako danie główne prawie nigdzie, poza Ostatnią Wieczerzą, więc... W ich świętej księdze chleją, co prawda, co niemiara, ale w obrządkach wino piją tylko ci fartuszkowi w kościołach. Tak ,więc mogę spokojnie przyjąć, że Wątły przekłamał fakty w nadziei na imprezę.
- I mu się udało...
- Bo i ty chciałaś spróbować płynnych dóbr tej nacji. No i spróbowałaś.
- Spróbowałam i o ile wino było dobre, chociaż mocniejsze od tych naszych, to bimber to jakaś tragedia! Nie chce mi się wierzyć, że oni naprawdę to piją i świadomie doprowadzają się do stanu....
- Upojenia?
Jou zamilkła.
- A nie pamiętasz, jaka byłaś wtedy wolna?
Blondynka zastanawiała się chwilę.
Faktycznie. Teraz każdym nerwem swojego ciała żałowała, że dotknęła w ogóle tego bimbru. Ale wtedy... Odpuściły jej mięsnie. Nie odczuwała czegoś takiego do tej pory. Rozluźniona, miała wrażenie, że bodźce wpadają w nią, nasycając zmysły do granic możliwości. Otwierały się przed jej wewnętrznymi oczyma niezmierzone sieci możliwości. Skojarzenia tak wolne i tak delikatnie, jakich nigdy nie miała, będąc w stanie zwyczajnego skupienia. Uciekały jednak tak szybko... Czy były jednak prawdziwe? Czy wiedza zdobyta tą drogą była rzetelna? Czy element stymulacji nie predestynował wyników?
Czuła jak jej umysł wraca na swoje staromodne, proste i nieroztańczone ścieżki.
- Pani Padaczka woli jednak usiąść, Mum. Wiesz?
Odpowiedziała jej cisza.

Gdybyś miał wgląd w ten gabinet zalany zachodzącym słońcem zobaczyłbyś wysoką blondynkę o zmęczonym, ale już wyłagodzonym obliczu, patrząca na drobną dziewczynkę, która zasnęła z podwiniętymi nogami na wielkim, welurowym fotelu.